Jeśli jesteś fanem Davida Bowiego i akurat ogrywasz Watch Dogs: Legion, to koniecznie wsiądź do metra i wysiądź na stacji Brixton. Zaledwie kilkanaście metrów od głównego wejścia do podziemnej kolejki znajduje się słynny mural, który jest obowiązkowym punktem wycieczki po Londynie wszystkich miłośników tego nieżyjącego już, niestety, artysty.
Po dobrych kilkunastu godzinach spędzonych z grą Watch Dogs: Legion, natknęliśmy się na kolejny polski akcent. Tym razem są nim plakaty zachęcające do wstąpienia w szeregi paramilitarnej organizacji Albion, która sprawuje faktyczną kontrolę nad Londynem. Smaczek to sprytnie podany, bo wspomniane afisze znajdują się na dworcach kolejowych i ewidentnie skierowane są do przybywających do kraju imigrantów.
Skoro gra Watch Dogs: Legion przenosi nas do Londynu, to nie mogło zabraknąć w niej nawiązań do słynnego agenta w służbie Jej Królewskiej Mości, czyli Jamesa Bonda. W produkcie studia Ubisoft Toronto pojawia się nie tylko siedziba MI6, ale też szpiegowskie gadżety z uwzględnieniem bodaj najbardziej znanego auta 007, czyli Astona Martina DB5.
Jeśli jesteście ciekawi, jak prezentują się lokacje z Watch Dogs: Legion na tle tych zaprezentowanych pięć lat temu w Assassin’s Creed: Syndicate, to trafiliście w dobre miejsce. Przygotowaliśmy solidny zestaw zdjęć porównujących charakterystycznych miejscówek i zabytków Londynu, wykorzystując do tego celu obie wspomniane gry Ubisoftu.
Nowa odsłona serii Watch Dogs zawiera interesujący detal związany z profesją taksówkarza. Choć w wirtualnym Londynie bez trudu odnajdziemy przedstawicieli ponad dwustu różnych zawodów, to jednak próżno znaleźć kogoś, kto kierowaniem słynnymi czarnymi pojazdami zajmowałby się na co dzień. Jak się już zapewne domyślacie, stoi za tym konkretny powód.
Londyn to multikulturowy tygiel, a wśród mieszkańców tego miasta znajduje się bardzo dużo Polaków. Fakt ten nie został pominięty w najnowszej odsłonie serii Watch Dogs. W Legionie nie tylko spotkamy naszych rodaków na ulicach, ale możemy też nimi rozpocząć grę. Istnieje na to zresztą dość duże prawdopodobieństwo, co sprawdziliśmy w wersji recenzenckiej gry.
Wczorajsza informacja o gościnnym występie skrytobójczyni z serii Assassin’s Creed w grze Watch Dogs: Legion mogła rozbudzić apetyty, że wreszcie oba te uniwersa zostaną połączone. Niestety, to się nie wydarzy, a już na pewno nie teraz. Deweloperzy ze studia Ubisoft Toronto oznajmili, że jest to ukłon w stronę fanów, a Darcy – bo tak nazywa się asasynka – nie będzie nawet zaliczać się do tzw. kanonu.
Obecność papierosów w grach komputerowych nie jest rzeczą nadzwyczajną, bo w wielu produktach możemy natknąć się na paczki z tytoniem lub palących bohaterów. Zupełnie inaczej przedstawia się kwestia prawdziwych fajek, których w grach po prostu się nie reklamuje. Biorąc pod uwagę powyższe, ciekawie przedstawia się wtopa Ubisoftu, gdzie jeden z fanów zauważył na witrynie sklepowej „marlborasy”.
Recycling assetów, czyli ponowne użycie tych samych modeli, tekstur lub innych obiektów, to w branży elektronicznej rozrywki proceder nie tyle niecny, co raczej powszechny. Dla wielu będzie on świadczyć o lenistwie deweloperów, choć oni sami stwierdziliby zapewne, że jest to po prostu wygodne rozwiązanie. Przykłady takich zabiegów można wymieniać bez końca, począwszy od modeli bossów w serii Destiny, poprzez tę samą mapę w Far Cry 4 i Far Cry: Primal, na całych liniach dialogowych w serii Watch Dogs kończąc. Właśnie ten ostatni aspekt weźmiemy w niniejszym tekście pod lupę.
Dwa dni temu na łamach serwisu Mashable ukazał się interesujący artykuł, w którym jego autor – Adam Rosenberg – podzielił się swoimi wrażeniami z zamkniętej prezentacji gry Watch Dogs: Legion na targach E3, gdzie produkt został oficjalnie ujawniony. Dziennikarz opisał zwięźle najnowszą, trzecią odsłonę tego cyklu, wymienił wprowadzone do niej nowości (tą największą, bez wątpienia, jest możliwość rekrutacji każdego bohatera niezależnego), a następnie zaczął rozwodzić się nad dość istotną, według niego, kwestią. Rosenberg zauważył, że w trakcie obcowania z tytułem, na ulicach Londynu nie zauważył ani jednej osoby, która miałaby problem z nadwagą.