Seria Borderlands od dawna słynie z ogromnej liczby nawiązań do różnych dzieł popkultury, dlatego można było w ciemno założyć, że w jej najnowszym spin-offie także będzie ich sporo. Przed premierą gry Tiny’s Tina Wonderlands wierzyliśmy, że w zakrapianej klimatem fantasy demolce pojawi się jakieś konkretne nawiązanie do Wiedźmina, ale nie byliśmy gotowi na to, że studio Gearbox Software złoży hołd wielbionej w Polsce marce osobnym questem. Jego zleceniodawcą jest łowca potworów, pogromca demonów i amator całowania wiedźm. Brzmi znajomo? Powinno, zwłaszcza, że ów jegomość to Geralt z Ri… tfu… Gerritt z Trivii.
Gerritta w grze Tiny Tina’s Wonderlands poznajemy dopiero pod koniec kampanii, w zadaniu pobocznym o nazwie The Ditcher. Celem misji jest powstrzymanie złej bogini Salissy, którą w wyniku pogoni za skarbami przypadkiem uwolniliśmy. Sam Gerritt nie bierze czynnego udziału w tym polowaniu, a jego rola ogranicza się do konsultowania z nami naszych poczynań i dawania kolejnych wskazówek. Triv wkracza na scenę dopiero w wielkim finale, a ten ma dość nieoczekiwany przebieg. Z oczywistych względów nie zdradzimy o co chodzi, najlepiej zobaczyć to samemu.
Gerritt jest niemal bezpośrednią kopią wiedźmińskiego Geralta, o czym szybko przekonamy się w trakcie jego licznych przemów. Łowca potworów? Jak najbardziej. Amator czarodziejek wszelkiej maści? Odhaczone. Bohater pieśni tworzonych przez słynnych bardów? No jasne. Deweloperzy starali się mocno, żeby wrzucić jak najwięcej analogii do znanej już nie tylko w Polsce postaci, a dobrym tego przykładem jest wątek wypchanego jednorożca, który również pojawia się w rozmowie. Każdy fan Wiedźmina wie, że mowa tutaj o nietypowych fanaberiach Yennefer, która lubiła kochać się z Geraltem na jego grzbiecie.

W odróżnieniu od „prawdziwego” Riva, Gerritt jest jednak niesamowicie arogancki, a co za tym idzie, cholernie irytujący. Liczne przechwałki sprawiają, że autentycznie trudno go polubić, jego bon moty ewidentnie działają na nerwy. Dla niego bohaterowie gry to chłopcy na posyłki, którzy muszą wykonać jego rozkazy, bo to przecież z ich winy po fantastycznym świecie gania teraz zła bogini. Sam Gerritt nie ma czasu na pierdoły, więc na spokojnie przygotowuje się do finałowego starcia z Salissą „zbierając składniki na oleje i eliksiry”. Wszystkie prowadzące do walki działania spadają z oczywistych względów na barki graczy, a że quest do krótkich nie należy, to jest tu sporo do roboty.
Generalnie zadanie podobało nam się bardzo i miło ze strony twórców, że tak otwarcie nawiązali do Wiedźmina Redów czy też pierwowzoru Andrzeja Sapkowskiego. Oczywiście deweloperzy z Gearbox Software nie byliby sobą, gdyby nie wywrócili tej postaci do góry nogami, ale trudno mieć też o to do nich żal. Najważniejsze, że zgadzają się podstawowe fakty, dlatego mamy tu potężnego easter egga, bardzo przyzwoitego, dodajmy.
Jeśli lubisz nasze treści i chciałbyś czytać ich więcej, to wesprzyj nas na Patronite!