Przyznanie kategorii wiekowej „tylko dla dorosłych” stanowi dla producentów gier ogromny problem, zwłaszcza, gdy produkt kierowany jest do użytkowników konsol. Firmy Microsoft i Sony nie życzą sobie przesadnie brutalnych tytułów na swoich urządzeniach, więc po wydaniu negatywnej opinii przez organizacje zajmujące się klasyfikacją oprogramowania rozrywkowego, deweloperzy stają na głowie, by z kłopotliwej sytuacji wyjść obronną ręką. Szczególnie mocno musiało nagimnastykować się znane z serii Saints Row i Red Faction studio Volition, które w styczniu 2005 roku postanowiło wydać przyjemną, ale też mocno kontrowersyjną strzelaninę o nazwie The Punisher.
Kiedy pisałem recenzję tej gry dla serwisu GRY-Online.pl siedemnaście lat temu, pokusiłem się o następujący akapit:
„Autorzy wyraźnie stonowali też same sceny śmierci rozmywając ekran, jakby chcieli zapobiec ewentualnym nagonkom ze strony obrońców praworządności. Jest to o tyle dziwne, że gra przeznaczona jest dla dorosłych odbiorców i należy darować sobie moralizatorskie kwestie, odsądzające twórców od czci i wiary. W grze bez problemów można zobaczyć jak Punisher łamie kark ofiary, wbija nóż w czubek głowy i robi kilkanaście innych rzeczy, które u mniej wytrzymałych użytkowników mogą wywołać torsje, ale bryzgającej krwi po wrzuceniu przeciwnika w łopaty olbrzymiego wentylatora już nie uświadczymy. Dlaczego? Tego nie wie nikt”.
Jak się później okazało, wiedzieli to doskonale nie tylko producenci, ale też organizacja ESRB (Entertainment Software Rating Board), która przed premierą wzięła produkt firmy Volition pod lupę. Z późniejszych przekazów jasno wynika, że wydająca grę firma THQ dostała od cenzorów swoiste ultimatum. Deweloperzy musieli ugiąć się i spełnić specyficzne żądania dotyczące złagodzenia przemocy, albo stanęliby przed wizją przylepienia na pudełku nalepki „Adults Only”. Ta sprawiłaby, że dystrybucji nie podjęłyby się duże sieci handlowe, a w tamtych czasach dostępność gry w sklepach była absolutnie kluczowa. O tym, że wydawcy brutalnych gier boją się takiego scenariusza jak ognia, najlepiej świadczy przypadek drugiego Manhunta. ESRB nie tylko surowo oceniło tamten produkt, ale też odpowiednio nagłośniło całą sprawę. Rockstar zgodził się na ustępstwa właśnie po to, żeby jego gra mogła być sprzedawana.

Z czym mało problem ESRB w przypadku Punishera? Przede wszystkim z dostępną w grze mechanice przesłuchań, za pomocą których bohater wydobywał od przestępców interesujące go informacje. Samotny mściciel nie tylko bił swoje ofiary, ale również torturował je przy pomocy znajdujących się w pobliżu elementów otoczenia oraz interaktywnych obiektów. Przypalanie delikwentów w piecu lub zbliżanie obracającego się wiertła do oka mogło skończyć się dla przeciwników tragicznie, jeśli gracz nie utrzymał nerwów na wodzy i wykonał gwałtowny ruch. Nietrudno się domyślić, że to właśnie te sceny wywołały obrzydzenie u cenzorów i studio Volition musiało je odpowiednio stonować, by ich dzieło otrzymało pozytywną rekomendację.
Amerykanie okazali się w tym względzie i tak znacznie bardziej łaskawi niż Brytyjczycy. Organizacja ESRB zaakceptowała grę po wprowadzeniu do scen zabójstw efektu rozmycia oraz czerni i bieli. Z kolei BBFC (British Board of Film Classification) dało Punisherowi zielone światło dopiero wtedy, kiedy studio Volition wprowadziło filtry utrudniające zobaczenie, w jaki sposób Castle zabija swoje ofiary. Warto nadmienić, że z taką samą sytuacją mieliśmy do czynienia również ze wspomnianym już Manhuntem 2, co potwierdza tezę, że cenzorzy z Wysp są bardziej rygorystyczni, niż Ci zza oceanu.
Ostatecznie The Punisher ukazał się na rynku 16 stycznia 2005 roku, a całej burzy wokół brutalności gry udało się uniknąć. Zdezorientowani byli co najwyżej gracze, którzy podobnie jak ja, nie rozumieli sensu cenzurowania wybranych scen śmierci. Dziś na to wszystko możemy spojrzeć inaczej, ale tylko dlatego, że dysponujemy wiedzą, jakiej nam kilkanaście lat temu brakowało.