W grze Resident Evil Village dostajemy trofeum za zwiedzanie kibli

Gry z serii Resident Evil słyną z tego, że zawierają pokaźną liczbę osiągnięć i trofeów, których nie da się zdobyć w ekspresowym tempie, już przy pierwszym kontakcie z danym tytułem. Najnowsza odsłona cyklu – Village – nie jest w tej kwestii wyjątkiem, dlatego wymaksowanie tego survival horroru do łatwych nie należy. Nie dość, że Ethan musi przetrwać wizytę w tytułowej wiosce na ostatnim poziomie trudności, to na dodatek całą kampanię należy ukończyć co najmniej trzykrotnie, przy czym choć raz trzeba to zrobić używając wyłącznie noża, a innym znów razem mieszcząc się w limicie czasowym wynoszącym trzy godziny. Oprócz dość karkołomnych wyzwań, nowa produkcja firmy Capcom, zawiera też zadania luźniejsze i właśnie jednemu z nich poświęcimy teraz trochę miejsca.

Deweloperzy z Japonii najwyraźniej postanowili sobie trochę zażartować z maniaków kolekcjonowania calaków i platyn, bo jedno z osiągnięć w Resident Evil Village otrzymujemy za otwieranie… latryn. Dla niekumatych, latryna jest protoplastą toi toia, którą z powodzeniem można spotkać dziś w wielu polskich wsiach. Od plastikowych kibelków różni się tym, że jest skonstruowana z drewna i na ogół zawiera liczne prześwity pomiędzy deskami, dzięki czemu korzystanie z jej usług zimą grozi odmrożeniem tyłka. Innych różnic w zasadzie nie ma, bo po kilku posiedzeniach w latrynie cuchnie tak samo, jak w toi toiach. Przyjemność z tego żadna, ale wiadomo, jak przyciśnie, to cała reszta przestaje mieć znaczenie.

Nikomu nie życzymy takiej śmierci.

W Resident Evil Village nikt w latrynach przesiadywać nam nie każe, mimo że większość z nich jest pusta i gotowa na przyjęcie Ethana. Na dobrą sprawę wystarczy otwierać do nich drzwi, żeby gra po cichu odnotowała fakt złożenia wizyty i przybliżyła nas tym samym do zdobycia trofeum lub osiągnięcia. Wyzwanie do trudnych nie zależy, ponieważ polowych kibelków jest raptem dziesięć i większość z nich znajduje się w sąsiedztwie domów, a co z tym idzie, w wiosce. Warto jedynie uważnie się rozglądać, bo po zapachu trafić będzie ciężko.

Lubimy nietypowe trofea, a to wychodkowe do takich się zalicza. Zabawa nie różni się niczym od szukania znajdziek i w takej kategorii osiągnięcie należy traktować. Nie zmienia to faktu, że chętnie poznalibyśmy człowieka, który wpadł na tak popierdolony pomysł i jego zwierzchnika, który go zatwierdził. Z drugiej jednak strony… może lepiej nie.