Kompani w Red Dead Redemption 2 ucieszą się z upolowanej zwierzyny, chyba że są to psy, koty lub skunksy

Gra Red Dead Redemption 2 bombarduje tak dużą ilością detali, że w zasadzie nic nie powinno już nas zdziwić, a mimo wszystko byliśmy lekko zaskoczeni małym odkryciem, któremu w niniejszym tekście poświęcimy trochę miejsca. Rzecz dotyczy obozu gangu Dutcha i stosunku jego członków do zwierząt, które Arthur Morgan przynosi z polowań. Widok niektórych trofeów prowadzi bowiem do dość stanowczych reakcji kolegów i koleżanek, a wyróżniają się tu przede wszystkim koty, psy oraz skunksy.

Weteranom RDR 2 nie trzeba tłumaczyć, czym wspomniany obóz jest, ale z racji tego, że czytają nas też ludzie, którzy z westernem Rockstara są na bakier, to szybko wyjaśnimy tę kwestię. Niemal w każdym rozdziale głównego wątku fabularnego otrzymujemy do dyspozycji bazę wypadową, która dla Arthura jest nie tylko oazą spokoju, ale też miejscem, gdzie można spotkać wszystkich członków gangu, o ile akurat nie wyruszyli oni w teren, żeby wykonać zlecone przez herszta bandy zadania. Sam obóz, o czym szybko się przekonujemy, funkcjonuje w dużej mierze dzięki działaniom Morgana. To on wrzuca najwięcej do wspólnej kasy, na jego barkach spoczywa również dostarczanie pożywienia, z którego powstaje mniej lub bardziej jadalny gulasz. Jasne, jeśli kompletnie olejemy ten temat, to nikt z głodu nie umrze (na szczęście!), ale gra cały czas daje nam do zrozumienia, że przetrwanie uzależnione jest od tego, czy mięso zostanie dostarczone, czy też nie.

W Red Dead Redemption 2 występuje kilkadziesiąt gatunków zwierząt, więc siłą rzeczy obozowe menu powinno być bardzo urozmaicone. Arthur jest w stanie polować bez przeszkód na wszystkie zwierzęta dzikie, np. zające i jelenie, które później obozowy kucharz Pearson kroi i dorzuca do gara. Uwaga ta nie dotyczy jednak zwierząt domowych. Mięsa psów i kotów nie da się zdeponować w kuchni, bo nikt ich jeść nie będzie.

Ciekawie robi się jednak, kiedy z zabitym psem lub kotem w ogóle pojawimy się w obozie. Okaże się wówczas, że nasi towarzysze niedoli nie tylko zauważają zabite zwierzaki, ale też komentują ich obecność. Arthur dowiaduje się wówczas, że psiaki i kociaki są niejadalne, że to co zrobił jest nieludzkie i najlepiej byłoby, jakby Morgan zabrał takie fanty i więcej się z nimi nie pokazywał. Nie ma w tym ani cienia przesady. Praktycznie każdy członek gangu, a liczy on kilkanaście osób, ma coś do powiedzenia w tym temacie i nie trzeba długo czekać, żeby usłyszeć wszystkie kwestie dialogowe, napisane specjalnie na tę okazję. Tradycyjne kudosy dla Rockstara, że w ogóle ktoś o tym pomyślał.

Innym okazem, które wywołuje stanowcze reakcje w obozie, jest… skunks zwyczajny. Wystarczy sobie zarzucić truchło tego zwierzaka na ramię i przejść się po naszych włościach, żeby usłyszeć kolejne wiązanki pod adresem Morgana. Tym razem naszym kompanom będzie przeszkadzać zapach, bo jak powszechnie wiadomo, w sytuacji zagrożenia skunksy potrafią zaatakować przeciwnika wyjątkowo śmierdzącą wydzieliną, która utrzymuje się przez wiele dni. Nie wiemy, co prawda, czy dotyczy to również ssaków zabitych, ale możemy przyjąć, że tak faktycznie jest i tyle. Znów ukłony dla Rockstara, że wzięto pod uwagę taką ewentualność, bo jest to świetny i zabawny detal.