Warritt Wszechwidzący to jedna z 75 nowych kart, które zostały dziś wprowadzone do Gwinta wraz z darmowym dodatkiem Wiedźmini. Rozszerzenie to – jak sama nazwa wskazuje – mocniej skupia się na wędrownych zabójcach potworów, a wspomniany na początku jegomość reprezentuje tę właśnie profesję. Od swoich kolegów odróżnia się jednak w dość istotny sposób, bo Warritt jest całkowicie ślepy, a żeby widzieć to, co dzieje się wokół niego, musi wspomagać się wiedźmińskim znakiem.
Ów znak nosi nazwę Supirre i z punktu widzenia fana uniwersum jest kompletną nowością, bo nie wystąpił on wcześniej ani w grach z serii Wiedźmin, ani w książkach Andrzeja Sapkowskiego. No dobra, to ostatnie nie jest do końca prawdą, bo mimo wszystko to właśnie łódzki pisarz zaklęcie wymyślił. Supirre nie pojawia się jednak zarówno w opowiadaniach o Geralcie z Rivii, jak i tzw. wiedźmińskiej sadze. Znajdziemy go natomiast w wydanej w 2004 roku książce Boży bojownicy, czyli drugim tomie trylogii, która określana jest dziś mianem „husyckiej”.

Jeden z bohaterów całej trylogii – Reinmar z Bielawy, zwany Reynevanem – użył znaku Supirre w Bożych bojownikach, żeby usłyszeć rozmowę prowadzoną przez znajdujących się w tej samej karczmie kmiotów. Treść tej konwersacji doprowadziła do bitki, ale nie w tym rzecz. Najistotniejszą informacją przekazaną nam przez Sapkowskiego w książce jest to, że nakreślony przez Reynevana znak pozwolił mu wyostrzyć zmysły, a co za tym idzie, podsłuchać ludzi znajdujących się tuż obok.
Z opisu karty Warritta wynika, że ślepy wiedźmin wykorzystuje znak Supirre w identyczny sposób, ale z jego pomocą jest w stanie nie tylko „słyszeć”, ale i „widzieć” otoczenie, podobnie jak Daredevil w komiksach Marvela. Bardziej zaskakujący jest jednak fakt, jaki ta informacja ze sobą niesie. Autorzy Gwinta zaadaptowali na swoje potrzeby zaklęcie, którego nie występuje bezpośrednio w Wiedźminie, ale w nie związanej z nim zupełnie Trylogii husyckiej. Zasadne jest zatem pytanie czy warszawska firma w ogóle może czerpać garściami z innych dzieł Sapkowskiego?

Nie przypominamy sobie komunikatu, że Redzi nabyli prawa do Trylogii husyckiej, ale też nie podejrzewamy, że deweloperzy Gwinta popełnili tutaj błąd. Być może to nawiązanie jest efektem porozumienia, do jakiego doszło pomiędzy pisarzem a warszawską firmą pod koniec ubiegłego roku. Można również zakładać, że mamy tu do czynienia z kolejnym easter eggiem, których w Gwincie jest przecież masa. Bardziej jednak pasuje nam opcja, że autorzy karcianki wprowadzili do tego świata kolejny znak, a że ma taki, a nie inny rodowód, to dodaje mu jedynie kolorytu. W sumie byłaby to miła wiadomość, bo czego jak czego, ale akurat znaków w wiedźmińskim uniwersum nie mamy zbyt wiele.