Kiedy kilkanaście lat temu studio CD Projekt Red kładło podwaliny pod swojego pierwszego Wiedźmina, produkt ten na papierze w niewielkim stopniu przypominał to, co zobaczyliśmy w wydanej w 2007 roku „jedynce”. Gra była napędzana wówczas tym samym silnikiem, którego użyto w strzelaninie Mortyr 2093-1944, głównym bohaterem nie był jeszcze Geralt, a zgodnie z fabułą napisaną przez samego Jacka Komudę, za atakiem na Kaer Morhen stał znany z książek Rience. Sporo informacji o ówczesnym kształcie erpega dostarcza specjalny dokument projektowy, któremu mieliśmy przyjrzeć się już jakiś czas temu. Zawiera on mnóstwo informacji na temat planowanych w tamtym czasie rozwiązań, a jednym z takich tematów była szeroko rozumiana przemoc.
Pracownicy studia CD Projekt Red od samego początku chcieli stworzyć grę brutalną, bo taki jest świat wykreowany w książkach przez Andrzeja Sapkowskiego. Z dokumentu wynika, że nasz śmiałek otrzymałby możliwość zabijania wszystkich bohaterów niezależnych bez wyjątku, również przyjaźnie nastawione do niego kobiety i dzieci. Dopiero włączenie w menu opcji „Bez przemocy” spowodowałoby, że postacie neutralne stałyby się niewrażliwe na ataki wiedźmina. Ten sam przełącznik decydowałby też czy na ekranie będziemy podziwiać krew, a wędrowny zabójca potworów ciąłby na kawałki wszystkich swoich przeciwników.

Ciekawym pomysłem deweloperów była też opcja „Krwawej rzezi”. Po jej włączeniu ilość posoki wylewającej się z zabijanych oponentów zwiększałaby się, a sama krew wpływałaby na zmianę tekstur bohatera gry. Mówiąc krótko, detal, na który redaktorzy naszego serwisu lubią zwracać szczególną uwagę. Oddajmy jednak głos deweloperom:
„Za każdego zabitego wroga 10% ubrania wiedźmina zabarwia się krwią, zaczynając od rąk i łokci. Jeśli zabarwi się cały strój, bohater zostawia po sobie czerwone ślady. Krew znika z ubrania bohatera w tempie – 10% na każde 20 sekund, w czasie których bohater nie walczy z nikim”.
Ostatnią rzeczą, o której warto wspomnieć w kontekście przemocy, są tzw. finiszery. Wiedźmin ciąłby na kawałki swoich rywali, jeśli Ci otrzymaliby obrażenia dwukrotnie przekraczające ich żywotność. Planowano w sumie cztery makabryczne efekty: przecięcie oponentów na pół, dekapitację, po której przeciwnik przechodziłby jeszcze parę kroków i upadał, nieudaną próbę ucieczki z pola walki i śmierć wskutek wykrwawienia oraz odczołgiwanie się niemilców połączone z zostawianiem na ziemi krwawych śladów. Trzeba uczciwie przyznać, że ówcześnie twórcy Wiedźmina mieli wyobraźnię i jeśli te efekty zostałyby faktycznie zaimplementowane, to w 2007 roku otrzymalibyśmy najbardziej brutalnego erpega w dziejach. Jak to się skończyło, doskonale wiemy.
