Pomysł na Porońca w Wiedźminie 3 wziął się z Bestiariusza słowiańskiego

Sprawy rodzinne to bez wątpienia jeden z najciekawszych questów, który znalazł się w podstawowej wersji gry Wiedźmin 3: Dziki Gon. Geralt zostaje w nim zmuszony do odnalezienia żony i córki Filipa Stengera, lepiej znanego pod pseudonimem Krwawy Baron. Przeprowadzone śledztwo szybko ujawnia ponure epizody z życia familii Stengerów, a sam zleceniodawca okazuje się być zapijaczonym bydlakiem, który w przeszłości nie wahał się podnieść ręki na wybrankę swojego serca. Wiedźmin odkrywa również, że do rozwiązania zagadki zniknięcia kobiet walnie przyczyni się odczynienie klątwy ciążącej na nieżyjącym dziecku barona i to właśnie na tym aspekcie chcemy skupić się w niniejszym tekście.

Zapewne już domyśliliście się, że chodzi o porońca, czyli istotę powstałą z martwego płodu, którego Krwawy Baron zakopał pod osłoną nocy nieopodal kasztelu, kiedy jego żona Anna poroniła. Czyn Stengera okazał się lekkomyślny i niósł daleko idące konsekwencje, bo powstały w ten sposób demon zaczął wychodzić z ukrycia i czerpać siły witalne z innych ciężarnych kobiet znajdujących się w okolicy. Geralt wierzył, że po przeprowadzeniu odpowiedniego rytuału, związanego z nadaniem zmarłemu dziecku imienia, urok da się odczynić. Tak się też zresztą stało, o ile zdołaliśmy w spokoju doprowadzić barona z porońcem w rękach do drzwi twierdzy.

Powiedzieć, że poroniec jest obrzydliwy, to jakby stwierdzić, że gówno nie jest szczególnie smaczne. Niby się zgadza, ale całej prawdy nie oddaje.

Lambert, wiedźmin ze szkoły wilka (Wiedźmin 3: Dziki Gon)

No dobra, a skąd wziął się pomysł na porońca? Paweł Sasko, który zajmował się zadaniem Sprawy rodzinne podczas prac nad Wiedźminem 3, przyznał przed kilkoma latami, że zaczerpnął go z książki Bestiariusz słowiański, gdzie na jednym z obrazków zobaczył istotą wyglądającą na skrzyżowanie nietoperza z ludzkim płodem. Ilustrację podsunął on Markowi Madejowi, który następnie przygotował projekt potwora doskonale pamiętanego z gry. Zamieszczona w tekście grafika jest z kolei autorstwa Katarzyny Redesiuk, a została ona wykonana na potrzeby samodzielnej wersji Gwinta.

Poroniec okazał się potworem idealnym, bo pozwolił deweloperom dorzucić do questa kłobuka. W legendach warmińskich był to demon opiekujący się ogniskiem domowym, który najczęściej przybierał postać zmokłej kury. Według podań kłobuka dało się zwabić do domu podstępem (np. kusząc go jedzeniem) lub stworzyć przy pomocy martwego płodu, który zakopywało się pod progiem domu i to właśnie z takiego sposobu skorzystał Geralt, jeśli dociągnęliśmy wątek odczyniania uroku do szczęśliwego końca. Warto od razu dodać, że kłobuk nie był do końca duchem przyjaznym, bo owszem, pomnażał on majątek swojego gospodarza, ale kosztem ludzi mieszkających w okolicy. Dobrze zresztą to oddaje opis ze wspomnianego już wcześniej Bestariusza słowiańskiego:

Kłobuk to zły duch niższego rzędu. Zamieszkiwał tereny leśne, jednak od czasu do czasu, najczęściej podczas zimnej, jesiennej ulewy, podchodził pod ludzkie domostwa. Przybierał wtedy postać czarnego, podobnego do kurczaka ptaszystka i czekał, aż któryś z wieśniaków się zlituje i zabierze go do swojej chaty. Kiedy kłobuk zadomowił się już w ciepłej izbie, zaczynał znosić swoim gospodarzom różne dobra, które kradł innym mieszkańcom wsi. W zamian za to należało mu zapewnił miejsce do spania – starą, wymoszczoną puchem beczkę ustawioną na strychu tuż przy kominie oraz wikt – codzienną porcję jajecznicy na maśle. Czasem gospodarze, czy to kierowani wyrzutami sumienia, czy po prostu nabrawszy wystarczająco dużo kradzionego towaru, decydowali się wygonić kłopotliwego pomocnika. Kłobuk bywał wtedy agresywny, ale zazwyczaj bez większych problemów znikał, ulatując kominem. Niestety, wszystko, co zdążył do tego momentu naznosić swoim dobrodziejom, zamieniało się w smrodliwe łajno…

Na koniec dodamy, że Bestiariusz Słowiański Pawła Zycha i Witolda Vargasa jest arcyciekawą lekturą, na dodatek bogato ilustrowaną rysunkami obu panów. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji się z nim zetknąć, to czym prędzej nadróbcie zaległości.