Część z Was słyszała już zapewne o ostatniej dramie związanej z grą Doom Eternal, czyli potencjalnym konflikcie pomiędzy Mickiem Gordonem (kompozytorem ścieżki dźwiękowej) a producentem strzelaniny, studiem id Software. Spór ma dotyczyć miksów soundtracku, od których australijski muzyk został prawdopodobnie odsunięty, wskutek czego tylko jedenaście spośród 59. wchodzących w skład albumu utworów, zostało sfinalizowanych przez niego. Sprawa odbiła się szerokim echem w całkiem sporej społeczności skupionej wokół serii Doom i tradycyjnie wywołała lawinę negatywnych komentarzy. Obrywa głównie Bethesda, która od dłuższego czasu ma pod górkę z hejterami, mocno krytykującymi każde, nawet błahe potknięcia tej firmy.
Największym problemem w tym wszystkim jest to, że główni zainteresowani nie wykazują chęci do zajęcia jasnego stanowiska i wytłumaczenia zaistniałej sytuacji. Bethesda milczy (piszę te słowa we wtorek wieczorem), a lakoniczne wypowiedzi Gordona wskazują, że to on został niejako pokrzywdzony. Oliwy do ognia dodał też skrinszot z rozmowy pomiędzy muzykiem a jednym z fanów, w której Australijczyk wątpi w możliwość dalszej współpracy z id Software. Nie wiadomo czy nie został on sfabrykowany (jest to dość prawdopodobne), ale jeśli obrazek mówi prawdę, to w nowej odsłonie Dooma, która zapewne powstanie, jego kompozycji już nie usłyszymy. Zdaniem wielu byłby to bardzo duży cios dla wszystkich, również dla marketingowców z Bethesdy, którzy lubią „sprzedawać” ten tytuł soundtrackiem i trudno im się dziwić.

W dramie z miksami nie chodzi oczywiście o to, że ktoś próbuje wymazać nazwisko Gordona z całego procesu. Autorem ścieżki dźwiękowej do gry Doom Eternal jest bezsprzecznie Australijczyk i nikt tego nie podważa. Problem dotyczy wyłącznie albumu, który miał być dodany do edycji kolekcjonerskiej już w dniu premiery gry, czyli 20 marca. Gordon nie stworzył gotowych numerów na potrzeby strzelaniny (od tej reguły są bardzo nieliczne wyjątki), ale po prostu pociął kompozycje na mniejsze fragmenty, które dynamicznie łączą się ze sobą w zależności od tego, co dzieje się na ekranie. Tych fragmentów jest ponad tysiąc (!), więc podczas prac nad samodzielnym soundtrackiem trzeba było złożyć je sensownie do kupy. Z oczywistych względów najlepiej mógł to zrobić autor muzyki.
Tylko jedenaście utworów na oficjalnym soundtracku zostało zmiksowanych przez Micka Gordona. W kolejności alfabetycznej są to: A Cultist Prayer, Command and Control, Cultist Base, Doom Eternal (utwór z głównego menu), Meathook, Prayer of the Diminished, Sinister, The Betrayer, The Icon of Sin, The Only Thing They Fear is You oraz Welcome Home Great Slayer.
Ten zdołał jednak zlepić tylko jedenaście kawałków. Pozostałymi zajął się Chad Mossholder, główny inżynier dźwięku z id Software i to dlatego jego nazwisko uwzględniono w cyfrowych plikach, które zostały udostępnione oficjalnie w weekend. O ile w temacie składania fragmentów poszło mu całkiem nieźle, tak ewidentnie nie popisał się on w kwestii brzmienia. Internauci znający się na inżynierii dźwięku zarzucają Amerykaninowi, że skorzystał z funkcji limitera decybeli, dzięki czemu oryginalne kompozycje uległy spłaszczeniu. W efekcie użyte przez Gordona instrumenty oraz sample nie brzmią selektywnie, a całość nie żre w głośnikach tak, jak powinna.
Najważniejsze pytanie w tej całej dramie dotyczy tego, dlaczego Gordon nie dokończył pracy nad soundtrackiem. Muzyka z serii Doom jest niezwykle popularna (niektóre kawałki w serwisie YouTube notują miliony odtworzeń) i Bethesda doskonale wiedziała, że odrębny album w przypadku Doom Eternal jest absolutnym priorytetem. Być może Mick zaczął gwiazdorzyć, być może zażądał większych pieniędzy, albo postawił inne twarde warunki, których studio id Software nie mogło spełnić. Być może zadecydowała tu zła wola wydawcy lub deweloperów. Nie wiadomo. Do momentu, w którym jedna ze stron nie wypowie się otwarcie o całym tym galimatiasie, będziemy karmić się wyłącznie domysłami. Na razie pewne jest jedynie to, że konflikt rozpoczął się długo przed premierą gry, dlatego Bethesda nie była w stanie udostępnić albumu w marcu, tak jak pierwotnie planowała. Nie pozostaje nam nic innego, jak cierpliwie poczekać na dalszy rozwój wypadków, a na razie wstrzymać się od hejtowania, bo prawda może (choć oczywiście nie musi) okazać się zupełnie inna, niż nam się teraz wydaje. Czujemy w kościach, że wkrótce wszystko stanie się jasne.