W grze Medal of Honor: Warfighter obecna jest misja oparta na faktach

Jednymi z najciekawszych misji w najnowszej grze z cyklu Call of Duty: Modern Warfare są te oparte na prawdziwych wydarzeniach: szturmie rezydencji Usamy ibn Ladina oraz obronie amerykańskiej placówki dyplomatycznej w Libii. Pierwszoosobowe strzelaniny już wcześniej sięgały po tematykę autentycznych, współczesnych operacji bojowych i nie licząc wiekowej produkcji Delta Force: Helikopter w ogniu, najbardziej wyróżnia się tutaj nieco zapomniana już dziś seria Medal of Honor.

W jej ostatniej odsłonie – Medal of Honor: Warfighter – możemy wziąć udział w końcowej fazie operacji uwolnienia kapitana Richarda Phillipsa, porwanego przez somalijskich piratów. Prawdziwa akcja miała miejsce w niedzielę wielkanocną 12 kwietnia 2009 roku i została przeprowadzona przez snajperów słynnego oddziału Seal Team Six – jednostki tak elitarnej, że inni komandosi nazywają jej operatorów „rycerzami Jedi”.

Porwanie było szeroko opisywane w mediach. W grze jest podobnie.

Całą historię można dość dokładnie prześledzić w filmie Paula Greengrassa z Tomem Hanksem w tytułowej roli kapitana Phillipsa. Sekwencja w grze jest bliźniaczo podobna do tej z filmu – warto jednak zaznaczyć, że MoH: Warfighter ukazał się niespełna rok wcześniej (do okrągłej rocznicy zabrakło czterech dni) i jego twórcy, podobnie jak filmowcy, korzystali tylko z oficjalnych relacji oraz książki napisanej przez samego poszkodowanego. Deweloperzy ze studia Danger Close nie wzorowali się więc bezpośrednio na scenach z filmu, tak jak robi to nowe Modern Warfare.

W misji Hat Trick trafiamy na pokład okrętu dosłownie na chwilę przed kulminacyjnym momentem kilkudniowej wojny nerwów, jaką prowadzili Amerykanie z czterema piratami dryfującymi w małej szalupie ratunkowej. Wcześniej, jeden z nich z raną nogi został ściągnięty na pokład. Pozostała trójka zgodziła się, by okręt USS Bainbridge wziął pozbawioną paliwa łódkę na hol. Od tego momentu marynarze bardzo dyskretnie skracali stopniowo linę, by snajperzy mieli lepsze warunki do ewentualnego strzału.

Ostatecznie szalupę udało się przybliżyć na odległość około 28 metrów od okrętu, co nie wydaje się szczególnie dalekim dystansem dla snajpera. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że zarówno strzelcy jak i cele znajdowali się na pełnym morzu, a więc na lekko kołyszących się w nieprzewidywalny sposób platformach. Dodatkowo panował mrok, snajperzy mieli zlikwidować trzech wrogów, których tylko centymetry dzieliły od nietykalnego zakładnika, a wszystkich było widać jedynie przez mikroskopijne okienka obudowanej dokładnie szalupy. Nie bez przyczyny do tej misji wyznaczono jednostkę Seal Team Six.

Problemem było to, że jeden z piratów przebywał w takim miejscu, że nie było go w ogóle widać, a ze względu na bezpieczeństwo zakładnika, likwidacja wszystkich wrogów musiała odbyć się w tym samym momencie – dokładnie, jak w nieco już oklepanej mechanice strzelanin FPP. Obserwacja trwała niemal całą noc. W końcu wszyscy snajperzy potwierdzili, że przyporządkowany im cel stał się „hot”, czyli widoczny i dający się na sto procent zidentyfikować. W jednej chwili padło około sześć strzałów – wszystkie trafiły w głowy piratów. Zszokowanego, ale całego i zdrowego kapitana Phillipsa zabrano po chwili na USS Bainbridge.

Misję w grze rozpoczynamy wprawdzie dość wcześnie, lecz akcja szybko przenosi nas „18 godzin później” – do momentu tuż przed zameldowaniem snajperów gotowości do otwarcia ognia. Wtedy czekamy krótko na swój cel w lunecie, by po chwili oddać celny strzał. Jest to więc jedna z najkrótszych misji w historii komputerowych strzelanin FPP i wielka szkoda, że autorzy nie dodali paru elementów mogących choćby nieźle wpłynąć na klimat i immersję.

W grze strzelamy z innego karabinu niż miało to miejsce naprawdę. Być może dlatego, że firma Electronic Arts nie zdobyła na jego wykorzystanie licencji.

Śmiało można było zamieścić choćby widowiskową sekwencję skoku na spadochronie z dużej wysokości, czyli tzw. HALO Jump, bo w taki właśnie sposób komandosi dostali się na pokład USS Bainbridge. Odpowiednie dialogi przez radio i narastająca muzyka mogłoby z kolei przedłużyć efekt napięcia podczas oczekiwania na moment oddania strzałów.

Cała sekwencja wygląda dość podobnie, jak w filmie, jednak autorzy, biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z grą komputerową, poczynili w swojej wersji kilka zmian w porównaniu do autentycznych wydarzeń. Z oczywistych względów nie znajdziemy tam żadnych odniesień do prawdziwych nazw – nie użyto żadnej nazwy jednostek nawodnych, ani personaliów zakładnika. Inne zmiany dotyczą już samego momentu otwarcia ognia i generalnie tutaj można było już być bardziej dokładnym.

W grze łódka przed strzałem jest oświetlona flarą zamiast reflektorami z pokładu okrętu, a jeden z konających piratów puszcza serię z karabinka AK w ciasnym środku – obie rzeczy w rzeczywistości nie miały miejsca. Deweloperzy ze studia Danger Close trochę też ułatwili graczom zadanie, tworząc nie tylko ogromne podpowiedzi w interfejsie ekranu, ale i nieco większe okna w szalupie, przez co obraz w lunecie jest bardzo wyraźny.

W misji, podobnie jak w rzeczywistości, wszystko skończyło się szczęśliwie.

Istotną zmianą jest również karabin używany przez wirtualnych komandosów. Zamiast modelu Mk 11 Mod 0 wykorzystanego przez ST6, w grze obecny jest LaRue Tactical OBR 7.62. Być może na ten prawdziwy karabin twórcy nie uzyskali licencji, bo nie ma go ogólnie w całej grze, wypełnionej co do jednego wyłącznie autentycznymi modelami broni.

We wszystkich przypadkach wykorzystania prawdziwych wydarzeń w grach komputerowych i tak mamy do czynienia ze sporą swobodą w interpretacji przebiegu całej akcji, więc i tutaj oczywiście można przymknąć oko na pewne zmiany. Kto wie, może po tak ciepłym przyjęciu nowego Modern Warfare, a zwłaszcza tych powolnych, klimatycznych misji, firma Electronic Arts zdecyduje się na wielki powrót marki Medal of Honor na nową generację sprzętu, właśnie w takim stylu – współczesnych operacji bojowych w realistycznej otoczce? Nie ukrywamy, że tego właśnie chcielibyśmy.