Nowa odsłona serii Call of Duty: Modern Warfare świetnie wykorzystuje w swojej kampanii fabularnej wydarzenia z historii najnowszej. Oprócz misji nawiązującej do szturmu na siedzibę Usamy ibn Ladina, w innym zadaniu zobaczymy sceny pokazujące dramatyczną obronę amerykańskiej placówki dyplomatycznej w mieście Bengazi, w Libii. Podobnie, jak w pierwszym przypadku, główną inspiracją dla twórców był film fabularny 13 godzin – tajna misja w Bengazi (13 Hours – Secret Soldiers of Benghazi) w reżyserii Michaela Baya.
Ponieważ bezpośrednio odwołujemy się w niniejszym tekście do kampanii w grze Modern Warfare (konkretnie do misji o nazwie „Ambasada”), artykuł zawiera psujaki. Nie są to jakieś spektakularne spojlery, ale trzeba mieć ten fakt na uwadze, zanim zabierzecie się do lektury.
11 września 2012 roku, ponad stu islamskich bojowników zaatakowało falami najpierw rezydencję, w której przebywał z gościnną wizytą w Bengazi ambasador USA w Libii, Christopher Stevens, a następnie oddalony o około trzy kilometry „aneks”, gdzie mieściły się biura CIA. Zaledwie garstką obrońców dowodziła grupa GRS (Global Response Staff), czyli kilku byłych komandosów zatrudnionych do osobistej ochrony pracowników amerykańskiej agencji wywiadowczej. Po zdobyciu rezydencji i śmierci ambasadora, bojownicy przez całą noc przypuszczali ataki na aneks CIA. Nad ranem doszło do dramatycznej ewakuacji, która zakończyła oblężenie.

Historię ataku w Bengazi przybliżyła wszystkim najpierw książka Mitchella Zuckoffa 13 Hours: The Inside Account of What Really Happened in Benghazi, a następnie (dość słabo u nas reklamowany) film Michaela Baya (reżysera Transformersów, Armageddonu czy serii Bad Boys) 13 godzin – tajna misja w Bengazi. W grze Call of Duty: Modern Warfare wydarzenia te znajdziemy w rozdziale Ambasada, i jak zwykle nie jest to wierne odtworzenie faktów, a jedynie luźne nawiązania do scen znanych z filmu Baya. Sama misja ma miejsce w mieście Sakhra, czyli stolicy wymyślonego na potrzeby gry państwa Urzykistan.
Dzieło studia Infinity Ward przede wszystkim znacznie upraszcza polityczne powody, dla których dochodzi do ataku na amerykańską placówkę. W Modern Warfare chodzi tylko o uwolnienie Omara „Wilka” Sulamana – przywódcy fikcyjnej organizacji terrorystycznej Al-Katala. Stojący na czele tłumu bojowników Jamal „Rzeźnik” Rahar atakuje najpierw samą ambasadę, a następnie prywatną siedzibę ambasadora, do której obrońcy przenieśli Sulamana. Tak, jak w rzeczywistości więc, akcja toczy się na terenie dwóch obiektów, choć wydarzenia w nich są już mocno wymieszane.

W grze, już na początku misji widzimy spanikowanych urzędników, którzy dzwonią gdzieś, niszczą dokumenty i wszelkie tajne dane swojej działalności. W filmie dzieje się to dopiero pod koniec, tuż przed ewakuacją. W obu przypadkach ambasador Stanów Zjednoczonych ginie w pierwszej lokacji, czyli w swojej siedzibie, a w grze na terenie ambasady. I tu, i tu z kolei, po jego śmierci obrońcy przenoszą się do drugiej miejscówki, gdzie zorganizowane są punkty obrony na dachach niewysokich budynków. W czasie przechodzenia ulicami miasta w grze widać zwykłych cywilów chowających się do swoich domów – bohaterowie filmu tak samo mijali ludzi oglądających mecz, czy relaksujących się wieczorem.


Autorzy gry świetnie oddali chwile wyczekiwania na atak. Najpierw przez dłuższy czas obserwujemy ruchy tajemniczych postaci gdzieś przed nami, zwracamy uwagę na krążące samochody – tak, jak pokazuje to Michael Bay w swoim filmie. Następnie, po kilku wymianach ognia z atakującymi od frontu przeciwnikami, dochodzi do kulminacyjnego momentu, który też miał miejsce w rzeczywistości, czyli ataku moździerzowego. W Bengazi eksplozje odebrały życie Tyronowi Woodsowi i Glenowi Doherty’emu – byłym komandosom Navy SEALs. Twórcy gry oczywiście nie posunęli się do żadnych konkretnych sugestii, ale w czasie ataku moździerzowego symbolicznie pokazali na dachu śmierć jednego z towarzyszących nam żołnierzy.

Po tym wydarzeniu gra zbacza już w zupełnie zmyśloną końcówkę. Nie bierzemy udziału w dramatycznej ewakuacji samochodami pod ciągłym ostrzałem, ale oznaczamy laserem cele dla drona (w rzeczywistości dron tylko przekazywał obrońcom informacje o pozycji wroga). Później likwidujemy załogę moździerza i przedzieramy się do budynku z przetrzymywanym więźniem.

Trochę szkoda, że twórcy tak szybko ucięli tę misję. Ucieczka przez miasto w samochodach mogła być bardzo widowiskowym zwieńczeniem rozdziału, a co za tym idzie – stanowić kolejne nawiązanie do faktów. Trzeba przyznać, że pod względem pomysłowego korzystania z autentycznych wydarzeń, najnowsze Modern Warfare bardzo przypomina ostatnie dwie części cyklu Medal of Honor, w których widzieliśmy przecież dokładny przebieg operacji Anakonda w Afganistanie z 2002 roku, zamach na pociąg w Madrycie czy widowiskową akcję ratowania kapitana Phillipsa, porwanego przez somalijskich piratów. Miejmy nadzieję, że twórcy z Infinity Ward będą kontynuowali te pomysły w kolejnych częściach Call of Duty. Rzeczywistość często bywa naprawdę ciekawsza niż pomysły scenarzystów.