Kilka dni temu wrzuciliśmy na nasz profil facebookowy i instagramowy ciekawostkę, z której wynikało, że Jakub Szamałek 120 razy poprawiał dialog pomiędzy Vesemirem i Geraltem w Wiedźminie 3 – konkretnie ten z początku pobytu obu panów w Białym Sadzie, tuż po zakończeniu prologu w Kaer Morhen. Jak się okazuje, podobny perfekcjonizm cechował nie tylko scenarzystów studia CD Projekt Red. Bartłomiej Gaweł, który przez jedenaście lat pracował w warszawskiej firmie, zdradził nam dziś, że okładka Dzikiego Gonu doczekała się około sześciuset różnych wersji, zanim zdecydowano się na tą ostateczną.
Gaweł, który w dziale marketingów Redów odpowiadał za całą oprawę artystyczną, jest faktycznym autorem okładki zdobiącej pudełko z grą Wiedźmin 3: Dziki Gon. Bartek nie pamięta już dokładnie, kiedy rozpoczął prace nad nią, ale twierdzi, że musiało to być co najmniej rok przed jej faktycznym ujawnieniem. Jeden z jego pierwszych szkiców Geralta możecie zobaczyć poniżej. Już tutaj widać, że od początku forsowano pomysł wiedźmina wyciągającego miecz z pochwy (tutaj jeszcze był to miecz stalowy, w finalnej wersji zmieniono go na srebrny, pokryty runami).

Poza Geralta w żadnej mierze nie była na tej pracy przypadkowa. Gaweł nie tylko chciał, żeby główny bohater wyglądał realistycznie. Zależało mu również na tym, by przedstawić sylwetkę wiedźmina wyciągającego miecz w otoczeniu innych przeciwników, w sytuacji, kiedy łowca potworów ma na ten ruch naprawdę niewiele miejsca. Dlatego właśnie Biały Wilk trzyma klingę przed sobą, a nie robi tego tam samo jak w grze, sięgając po nią ręką za plecy.
Szybko okazało się, że projekt – choć prezentujący się naprawdę nieźle – nie będzie jednak tym ostatecznym. Oddajmy głos Bartkowi:
„Okładka gry to jest taka wisienka na torcie. Po prostu chcesz aby była najlepsza. Okładki maja tez spełniać oczekiwania nie tylko wizerunkowe, czyli pokazywać o czym ta gra jest, ale też sprzedażowe, powinna się wyróżniać na tle innych”.
Bartek wspomina, że poszukiwano różnych koncepcji, a pomysły konsultowano z zewnętrznymi agencjami marketingowymi, głównie ze Stanów Zjednoczonych. Problem polegał jednak na tym, że Amerykanie nie do końca czuli czym ten projekt właściwie jest. Redzi wrócili więc do źródła i w końcu, po miesiącach spędzonych na opracowywaniu okładki, przypomnieli sobie o pierwotnej koncepcji. Różni się ona oczywiście od pokazanej wyżej ilustracji, jednak zamysł jest ten sam. Kiedy spojrzymy na ostateczną grafikę, nadal zobaczymy Geralta wyciągającego miecz przed sobą.
Jak widać, stworzenie tak banalnej – wydawałoby się – rzeczy jest niezwykle pracochłonne i – przede wszystkim – czasochłonne. Tak to jednak jest, kiedy niczego nie chce się pozostawiać przypadkowi. Swoją drogą, to wszystko musiało być nieco męczące. Gaweł zdradził nam, że cały pokój w marketingu był oblepiony tymi projektami – patrzeć na nie dzień w dzień, nie zazdrościmy!