Twórcy nowej ekranizacji Dooma mieli tylko cztery kostiumy Impów

Redaktorzy serwisu Forbes przeprowadzili ciekawy wywiad z reżyserem i scenarzystą filmu Doom: Annihilation, który wczoraj miał swoją oficjalną premierę i stał się dostępny m.in. na niektórych platformach cyfrowych. Tony Giglio nie tylko ujawnił w nim kilka ciekawostek dotyczących tej ekranizacji, ale wyjaśnił również, dlaczego studio id Software nie było zaangażowane w produkcję obrazu. Jeśli kogoś interesują takie zakulisowe informacje, to zachęcamy do zapoznania się z dalszą częścią artykułu. Dla Waszej wygody wyciągnęliśmy najlepsze kąski.

Giglio już na wstępie zdradził, że jest fanem Dooma i proponował stworzenie nowego filmu bazującego na tej marce już cztery lata temu, ale wytwórnia Universal Pictures nie była tym tematem zainteresowana. Mimo tych niedogodności reżyser napisał wstępną wersję scenariusza, co okazało się ostatecznie dobrą decyzją, bo jego mocodawcy zmienili zdanie kilka miesięcy później. Duży wpływ na tę decyzję miał właśnie Giglio, bo najpierw pokazał on głównym zainteresowanym raport ze sprzedaży ostatniej gry z tego cyklu, a potem zaprezentował wspomniany skrypt. Podstęp chwycił, a Amerykanin dostał od wytwórni zielone światło na stworzenie filmu Doom: Annihilation.

Jedną z bolączek producentów okazał się skromny budżet. Ekipa kombinowała jak mogła, ale nie była w stanie pozwolić sobie na wiele i to zapewne tłumaczy, dlaczego jedynymi demonami znanymi z gry (nie licząc stworzonych przy pomocy CGI demonów w finale ekranizacji) są Impy. Filmowcy przygotowali cztery stroje dla aktorów wcielających się w rolę ikonicznych potworów, ale woleli trzymać część z nich w odwodzie w przypadku wtopy, dlatego jednocześnie na ekranie widać maksymalnie dwóch Impów.

Giglio wyjaśnił też pokręcone losy licencji na ekranizację Dooma. Umowa z wytwórnią Universal Pictures została zawarta przez firmę id Software, kiedy ta była jeszcze w pełni niezależna. Po kupieniu studia przez koncern ZeniMax Media w 2009 roku tamto porozumienie pozostało w mocy, ale nowi właściciele nie chcieli rozszerzać licencji o nową, wydaną w 2016 roku grę, choć byli o to pytani. To dlatego deweloperzy – ku przerażeniu fanów serii – stanowczo odcięli się od Doom: Annihilation. Filmowcy nie mieli z kolei wyboru i musieli oprzeć fabułę na którejś z trzech pierwszych odsłon. Z oczywistych względów wybór padł na “trójkę”, choć Anihilacja nie jest wierną adaptacją tamtej strzelaniny. W ekranizacji pojawia się tylko jedna istotna postać – Malcolm Betruger – o którym szerzej pisaliśmy we wczorajszym artykule dotyczącym ciekawostek i easter eggów.

Nie znamy zapisów w umowie zawartej między obiema stronami, ale możemy śmiało założyć, że firma Universal Pictures mogłaby bez problemu stworzyć kontynuację Doom: Annihilation, bez pytania o zgodę właścicieli praw do marki. Kto wie, może nawet tak się wydarzy, bo zakończenie filmu jest zaskakująco otwarte.

W wywiadzie poruszono też kwestię obsady, a konkretnie budzącej duże kontrowersje głównej bohaterki. Reżyser wyjaśnił, że nie stały za tym żadne kwestie światopoglądowe. Po prostu uznał, że skoro w fabule pojawiają się demony, to potrzebują adwersarza w postaci anioła, a jego zdaniem idealnie do tej roli nadałaby się odpowiedniczka słynnej Dziewicy Orleańskiej, czyli Joanny d’Arc (w filme grana przez Amy Mason postać nazywa się bardzo podobnie – Joan Dark). Giglio wyznał, że wytwórnia nie była początkowo przekonana do tego pomysłu, ale ugięli się pod argumentem, że poprzednia ekranizacja miała silnych mężczyzn w obsadzie (Karla Urbana i Dwayne’a Johnsona) i na niewiele się to zdało, bo film okazał się finansową klapą.

Musimy uczciwie przyznać, że po tych wyjaśnieniach patrzymy na pana Giglio nieco przychylniejszym okiem, chociaż nie zmienia to faktu, że Doom: Annihilation to film średni. Zainteresowanych temat raz jeszcze zachęcamy do zapoznania się z tekstem, w którym podaliśmy wszystkie ciekawostki i smaczki ukryte w nowej ekranizacji.


Czy zamierzasz obejrzeć film Doom: Annihilation?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...