Doom Eternal nie dostanie deathmatcha, bo graczy podobno frustruje to, że sobie w nim nie radzą

Deweloperzy gier opowiadają różne głupoty, żeby usprawiedliwić podejmowane przez siebie decyzje, ale nie przypuszczaliśmy, że można wzbić się na tak absurdalny poziom, jaki niedawno osiągnął Marty Stratton. Reżyser wydanej w 2016 roku gry Doom i jej nadchodzącej wielkimi krokami kontynuacji o nazwie Doom Eternal, zdradził w wywiadzie dla serwisu Games Industry, że najnowsze dzieło studia id Software zostanie pozbawione trybu deathmatch. Choć już ta informacja jest sama w sobie dość zaskakująca, to bardziej szokujące są jednak powody rezygnacji z bezpardonowej jatki, która była istotnym elementem tej serii od początku jej istnienia. Według Strattona taki tryb rozgrywki w multiplayerze nie ma większego sensu, bo gracze frustrują się, kiedy są słabsi od innych.

Do tej pory przypuszczaliśmy, że główną ideą przyświecającą rywalizacji w sieci jest chęć zostawienia w pokonanym polu wszystkich przeciwników. To logiczne, że nie każdy gracz może być najlepszy i że wielu chętnych do spróbowania swoich sił z walce z innymi ludźmi szybko przekona się o tym, że na wirtualnych arenach nie ma czego szukać. Osiąganie korzystnych rezultatów w trybach multiplayer okupione jest zazwyczaj mozolnym treningiem, stale podnoszącym umiejętności grającego. Sam fakt, że ginie się na potęgę nie może przesądzać o wadach trybu – taki stan rzeczy wynika przede wszystkim ze słabości uczestnika sieciowych zmagań. Mówiąc krótko: jeśli jesteś leszczem, to sam sobie jesteś winny lub po prostu nie jest to rozrywka dla ciebie.

Wnioski zespołu Strattona są zupełnie inne. Skoro zmagania polegają wyłącznie na celowaniu i strzelaniu, a ktoś wykonuje te czynności lepiej od ciebie, to z grubsza nie jesteś w stanie nic z tym zrobić. Żeby zmniejszyć frustrację wynikającą ze zgonów, których nie jesteś w stanie uniknąć, trzeba usunąć przyczynę problemu. Czy jest nią brak umiejętności? Gdzie tam. Całe zło wynika z kiepskiego trybu, który polega wyłącznie na wspomnianym celowaniu i strzelaniu. Proste? Proste!

Niechęć do deathmatcha może brać się z tego, że firma id Software mocno stawia na nowy tryb rozgrywki, który zadebiutuje w grze Doom Eternal. Nosi on nazwę Battlemode, a polegać będzie na walce maksymalnie wyposażonego Doom Slayera z dwoma demonami jednocześnie. Deweloperzy najwyraźniej sądzą, że wariant ten będzie odpowiednio sprawiedliwy, bo na papierze trudno jest w nim szybko polec. Slayer musi oczywiście pokonać piekielne pomioty, ale należy tego dokonać w wąskim okienku czasowym, bo stwory będą się odradzać. Z kolei zatłuczenie zakutego w pancerz wymiatacza samo w sobie będzie dużym wyzwaniem. Tryb – jak nietrudno się domyślić – skierowany jest do niedzielnych graczy, którzy nie będą narzekać na wysoki próg wejścia, jak w przypadku innych wariantów multiplayerowej sieczki.

Rezygnacja z trybu deathmatch ma jednak zupełnie inny wymiar. Doom Eternal będzie pierwszą odsłoną serii w całej jej historii (mówimy tylko o tych dużych odsłonach, konwersje przemilczmy), w której zabraknie tego typu zmagań. Niby nie ma co narzekać, bo mało kto myśli dziś o Doomie w kontekście multiplayera, z drugiej jednak strony deathmatch jest trybem ikonicznym dla tej marki. Pamiętajmy, że Doom z 1993 roku to pierwsza gra, która w ogóle go oferowała.

My uważamy, że zamiast wymyślać takie farmazony, firma id Software w ogóle powinna sobie dać siana z multiplayerem w Doomie. Inni robią to po prostu lepiej i zmarnowany czas na produkowanie trybu, o którym miesiąc po premierze nikt nie będzie pamiętać, lepiej spożytkować na dopieszczenie singla. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że tylko sieciowe zmagania usprawiedliwią napompowanie gry mikrotransakcjami, bo to, że takowe się pojawią właśnie w tym trybie jest dość prawdopodobne.


Grałeś w tryb multiplayer w poprzednim Doomie?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...