Seria Hotline Miami zyskała duży rozgłos nie tylko za sprawą szybkiej i brutalnej rozgrywki, wymagającej od gracza niezłego refleksu i zręczności, ale również z powodu kapitalnej oprawy dźwiękowej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że soundtrack do pierwszej odsłony cyklu stał się trampoliną do sławy dla kilku niszowych artystów, którzy mieliby zapewne spory problem z przebiciem się do świadomości masowego odbiorcy tradycyjną drogą. O eksplozji popularności tych muzyków najlepiej świadczy fakt, że gdy Jonatan Söderström i Dennis Wedin zapowiedzieli powstanie kontynuacji hitu, to zostali wręcz zasypani mejlami od wielu kompozytorów, którzy chcieli mieć swój udział w udźwiękowieniu „dwójki”. Była to dla deweloperów komfortowa sytuacja, bo podczas prac nad debiutanckim dziełem sami musieli rozglądać się za pasującymi do ich koncepcji utworami. Potem nie musieli.
Soundtrack do obu gier z serii zwrócił uwagę wielu ludzi na gatunek synthwave, którego wzrost popularności zbiegł się właśnie z premierą pierwszej odsłony cyklu. Dziś może wydawać się to zabawne, ale tacy artyści, jak Carpenter Brut, Perturbator, Scattle czy |M|O|O|N|, byli wcześniej kompletnie nieznani, a każdy z nich w jakiś sposób partycypował w ścieżkach dźwiękowych do Hotline Miami. Dziś najpopularniejsi reprezentanci tej sceny występują w klubach na całym świecie w ramach regularnie organizowanych tras koncertowych.
Moda na synthwave sprawiła, że muzyką z tego nurtu zainteresowali się ludzie z całego globu. W tym gronie znalazł się również Alex Yarmak, który już trzy lata temu rozpoczął eksperymenty z przeróbkami popularnych utworów z tego gatunku, grając je na gitarze. Po wielu próbach Ukrainiec zdecydował się wydać w końcu album Hotline Miami Goes Metal, zawierający jedenaście coverów kawałków obecnych w obu odsłonach serii. Od kilku tygodni jest on dostępny na popularnych serwisach streamingowych – można go m.in. posłuchać na Spotify, konkretnie w tym miejscu.
Yarmak odwalił przy tych coverach kawał dobrej roboty. Choć utwory – zgodnie ze sztuką – w całości bazują na znanych już kompozycjach, gitarzysta nadał im zupełnie nowego charakteru. Momentami można mieć nawet problem, żeby rozpoznać w tych dźwiękach pierwowzór. Dopiero bezpośrednie porównanie pokaże nam, że artysta faktycznie odtwarza oryginał, tylko na swoją modłę. Wbrew nazwie, jego kawałki niekoniecznie są metalowe, ale jednego odmówić im nie można – są cholernie energetyczne, a nóżka sama zaczyna tupać do rytmu.
Nie pozostaje nam nic innego, jak zaprosić Was do odsłuchu. Jeśli lubicie artystów z nurtu synthwave i nie przeszkadza Wam kawał solidnego, gitarowego grania, to powinniście być po kontakcie z Hotline Miami Goes Metal bardzo, ale to bardzo zadowoleni. My jesteśmy.