Kilka dni temu Lauren S. Hissrich – showrunnerka zbliżającego się wielkimi krokami serialu Wiedźmin od Netflixa – odniosła się w serii tweetów do bardzo gorącej kwestii aktorów reprezentujących mniejszości etniczne. Różnorodność postaci w grach, filmach i serialach to coraz popularniejszy temat w ostatnich latach (pierwszy z brzegu przykład to czarnoskóry snajper w trybie multiplayer gry Battlefield 1) i autorzy dbają o nią, kierując się różnymi pobudkami. Dla Hissrich, wystarczającym powodem do dywersyfikacji w Wiedźminie okazuje się być próba naprawienia krzywd wyrządzonych mniejszościom etnicznym na terenie obecnych Stanów Zjednoczonych, których potomkowie żyją tam do dziś.
[W Ameryce] „mamy długą i historię przeplecioną niechlubnymi aspektami niewolnictwa, wykorzystywania i szydzenia z ludzi o kolorze skóry innym niż biały. Skoro dotychczas szala została przechylona przez historię w jedną stronę, naturalną rzeczą jest próba zbalansowania jej”.
Złośliwcy powiedzą „naprawiajcie swoje amerykańskie błędy i uspokajajcie swoje amerykańskie sumienia w amerykańskich adaptacjach amerykańskich książek, a nie w Wiedźminie, który powinien być słowiański”. Musimy jednak pamiętać, że mamy tutaj styczność ze zderzeniem różnych mentalności kształtowanych poprzez wieki i wpajanych kolejnym pokoleniom społeczeństw ulokowanych w różnych częściach świata. Lauren próbuje pokazać swoją perspektywę, według której słowiańskość to nie biała skóra:
„Książki są polskie i wypełnione słowiańskim duchem. Utrzymanie takiego samego klimatu w naszym serialu było dla nas bardzo ważne. Mając to na uwadze, zadałam pytanie (zwłaszcza przyjaciołom z Polski): czy kultura słowiańska może zostać ograniczona do koloru skóry? Odpowiedź brzmiała: Boże, mamy nadzieję, że nie”.

Z podobnym problemem borykali się swego czasu deweloperzy ze studia CD Projekt Red. Po wydaniu gry na wskroś słowiańskiej spotkali się z głosami krytyki, że w Wiedźminie 3 nie widzimy postaci reprezentujących mniejszości etniczne. To prawdopodobnie było powodem wprowadzenia Ofirczyków do Serc z Kamienia, czyli pierwszego dużego dodatku do Dzikiego Gonu. Przeciwnicy tej tezy pukali się w czoło jedną ręką, a drugą wertowali książki Andrzeja Sapkowskiego pokazując, że nie ma w nich nic o mniejszościach etnicznych. No właśnie. Jako mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zdecydowana większość ludzi w naszym otoczeniu jest biała i jesteśmy od urodzenia przyzwyczajani do funkcjonowania w białym społeczeństwie, próba wyobrażenia sobie postaci ze świata inspirowanego w jakieś mierze mitologią słowiańską może się skończyć tylko na jeden sposób – wszyscy powinni być biali, jak włosy Geralta. Sytuacja wygląda jednak zgoła inaczej, gdy mówimy o stworzeniu dzieła, którego odbiorcami będą ludzie z całego świata:
„Pracujemy nad serialem dla 190 krajów. We wszystkich adaptacjach dokonuje się zmian przez wzgląd na docelowego odbiorcę. W grach wideo, Geralt i Wiedźmini mówią z amerykańskim akcentem. Tego nie było w książkach, a mimo to deweloperzy wiedzieli dobrze, że powinni dotrzeć do szerszego grona odbiorców”.

No dobrze, ale dlaczego Amerykanie spłacają swoje długi w serialu, który my traktujemy jako adaptację naszego dobra narodowego? Dlaczego muszą to robić w dziele, które zdaniem wielu powinno szanować słowiańskie korzenie wiedźmińskiego uniwersum, a co za tym idzie, pokazywać świat, w którym ludzie „pasują” swoim kolorem skóry? I tutaj Lauren S. Hissrich prezentuje bardzo ciekawy pogląd na sprawę:
„Wiedźmin jest NAPRAWDĘ ciekawy pod kątem przedstawienia rasizmu, ponieważ tutaj chodzi o rasę, a nie kolor skóry. To co czyni dane postaci „innymi”, to kształt ich uszu, wzrost, itp. W książkach, nikt nie przywiązuje wagi do koloru skóry. W serialu… również nikt tego nie czyni. Kropka”.
Następnie, Hissrich ustosunkowała się do pytania odnośnie ewidentnych różnic w wyglądzie zaangażowanych aktorów a ich pierwowzorów dokładnie opisanych w książkach Andrzeja Sapkowskiego oraz przedstawionych (mniej więcej zgodnie z tym opisem) w grach autorstwa CD Projekt Red. Za przykład osoba pytająca podała postać Triss Merigold.
„Jeżeli chodzi o casting, witaliśmy z otwartymi ramionami każdego kto postanowił udowodnić, że jest w stanie przedstawić daną postać. Widzieliśmy osoby w każdym wieku, reprezentujących każdą mniejszość etniczną, przejawiających każdy poziom talentu, od gwiazd kina po fanów w Polsce, którzy nigdy nie grali zawodowo. Wybraliśmy najlepszych aktorów”.
Czy był to wybór dobry, przekonamy się prawdopodobnie jeszcze w tym roku.