Netflix nie myślał o serialu Wiedźmin – na początku chciał zrobić film

Sporo wody upłynęło w Wiśle od chwili, gdy Tomasz Bagiński potwierdził, że planuje stworzyć nową, filmową adaptację Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego. Pierwsze informacje o niej wypłynęły w sierpniu 2014 roku, kiedy okazało się, że na liście wniosków złożonych do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej znajduje się ekranizacja przygód Geralta z Rivii, przygotowywana przez firmę Platige Image. Znany animator nie krył swoich zamiarów wobec filmu i otwarcie przyznał, że zamierza go reżyserować. Od tamtej pory fani wiedźmińskiego uniwersum żyli nadzieją, że projekt uda się doprowadzić do szczęśliwego końca, mimo że wspomniany PISF przeznaczył na niego śmieszną kwotę 150 tysięcy złotych.

W kolejnych miesiącach Tomasz Bagiński chętnie udzielał wywiadów na temat Wiedźmina, ale o samym filmie niczego konkretnego się nie dowiedzieliśmy. W końcu, przeszło dwa lata po pierwszej zapowiedzi, niczym grom z jasnego nieba gruchnęła informacja, że projekt został przeobrażony w serial telewizyjny, a jego produkcją zajmie się specjalizująca się w tej dziedzinie firma Netflix. Nadzieje na sprawne uporanie się z wyzwaniem natychmiast wzrosły, bo Amerykanie nie musieli martwić się o środki finansowe na produkcję. Resztę wydarzeń z pewnością już pamiętacie. W grudniu 2017 roku ogłoszono, że showrunnerką serialu została zakochana w prozie Sapkowskiego Lauren S. Hissrich, a dziesięć miesięcy później ujawniono nazwisko odtwórcy roli głównej. Drugim po Michale Żebrowskim Geraltem stał się Henry Cavill, który dotąd kojarzony był głównie z postacią Supermana w ekranizacjach komiksów firmy DC. Sam serial tworzony jest w ekspresowym tempie. Choć ekipa filmowa nadal przebywa na planie zdjęciowym, Netflix ujawnił niedawno, że gotową produkcję ujrzymy na tej platformie w ostatnim kwartale bieżącego roku.

O samym przejęciu projektu przez amerykańskiego giganta mówiło się dotychczas niewiele. Podejrzewaliśmy, że Netflix od razu wyraził zainteresowanie serialem, więc projekt stworzenia pełnometrażowego filmu przez Tomasza Bagińskiego musiał umrzeć śmiercią naturalną. W rzeczywistości było jednak dokładnie odwrotnie. Właściciele platformy na starcie rozważali jedynie powstanie ekranizacji i w ogóle nie brali pod uwagę planu stworzenia dłuższej opowieści, podzielonej na odcinki.

Rewelacje te zawdzięczamy serwisowi Publisher Weekly, który kilka dni temu opublikował interesujący artykuł na temat nowej strategii Netfliksa. Jego autor twierdzi, że platforma w ostatnim czasie aktywnie zabezpiecza prawa do popularnych książek, by tworzyć na ich podstawie pełnoprawne produkcje filmowe. Z oczywistych względów w tekście pada też kwestia Wiedźmina, ale niespodzianką jest informacja, że początkowo gigant w ogóle nie rozważał powstanie serialu. Podobnie jak Bagiński, Netflix również był zainteresowany stworzeniem filmu, ale swoim przełożonym pomysł ten wybiła Kelly Luegenbiehl – wiceszefowa działu International Originals. Amerykanka uważała, że stacja nie wykorzysta potencjału tkwiącego w powieściach Sapkowskiego, bo nie da się upchać materiału z ośmiu książek w jeden pełnometrażowy film. Po wielu rozmowach producenci zdecydowali się przyznać rację swojej pracownicy i uznali, że stworzenie serialu będzie jednak lepszym pomysłem.


Kelly Luegenbiehl

Jak kończą się próby skondensowania wiedźmińskich wątków w jednym filmie, mieliśmy okazję przekonać się 18 lat temu, kiedy zadebiutował słynny obraz w reżyserii Marka Brodzkiego. Choć ekranizacja z Michałem Żebrowskim dotknęła zaledwie kilku opowiadań Sapkowskiego, produkcja ta wydaje się być dla postronnego widza bardzo chaotyczna i pozbawiona głębszego sensu. Dopiero opublikowany rok później serial w należyty sposób skupił się na przygodach Geralta z Rivii. Inna sprawa, że pozostałe kwestie nie były równie dobrze zrealizowane, jak sama historia. To jest już jednak temat na zupełnie inną opowieść.