Piractwo to problem, z którym branża gier wideo boryka się od bardzo dawna. Wiadomym jest, że deweloperzy i wydawcy chcą maksymalnie zabezpieczyć swój produkt (i zwiększyć wpływy z ich sprzedaży), więc stosują różnorakie blokady, by tylko osoby kupujące grę miały do niej dostęp. Nie wszystkie zabezpieczenia działają jednak idealnie, o czym dobitnie przekonał się Ubisoft w 2008 roku, gdy posiadacze jednej z ich gier mieli problem z jej odpaleniem. Jakie rozwiązanie zaproponował Dział Obsługi Klienta? Zainstalowanie cracka.
Sprawa dotyczy gry Tom Clancy’s Rainbow Six: Vegas 2, która pojawiła się na pecetach oraz konsolach Xbox 360 i PlayStation 3. Ubisoft w tym czasie dystrybuował kopie komputerowe na fizycznych nośnikach oraz poprzez cyfrowy sklep Direct2Drive. W jednej z późniejszych łatek francuski gigant wprowadził do swojego dzieła kilka nowości, a także drobne zabezpieczenie, które sprawdzało, czy przy uruchamianiu Vegas 2 w napędzie znajdował się nośnik z grą. Dla posiadaczy pudełkowej kopii nie był to żaden problem, ale dla osób, które zdecydowały się na zakup produktu w wersji cyfrowej, takie rozwiązanie kompletnie zablokowało im możliwość odpalenia tytułu.
Sprawa szybko nabrała rozgłosu, internetowy Dział Obsługi Klienta był bombardowany zapytaniami o rozwiązanie, którego na tamten moment nikt nie był w stanie zaproponować. Z zabezpieczeniem szybko rozprawiła się piracka grupa Reloaded, ale sam Ubisoft nie tolerował takiego obejścia problemu, więc wszelkie dyskusje i porady dotyczące skorzystania z tego cracka były natychmiast usuwane. Aż tu nagle jeden z pracowników Ubisoftu w glorii i chwale wrzucił dla szukających ratunku plik „R6Vegas2_fix.zip”, który zawierał zmodyfikowaną wersję pliku .exe i umożliwiał odpalenie Vegas 2. Koniec tematu, sprawa zamknięta? Nic bardziej mylnego.
Co bardziej dociekliwi użytkownicy przyjrzeli się plikowi dostarczonemu jako rozwiązanie i znaleźli w nim dowód na to, że oficjalny fix nie jest wcale dziełem Ubisoftu, a po prostu crackiem przygotowanym przez ekipę z Reloaded. Kiedy dowód został przedstawiony na oficjalnym forum, brytyjski community manager wyraził niedowierzanie co do źródła pochodzenia rozwiązania, twierdząc, że firma nie musi się uciekać do takich rozwiązań, bo mają przecież własny, niechroniony plik do swojej dyspozycji. Ostatecznie jednak fix usunięto i przyznano, że źródło pochodzenia pliku było nieodpowiednie i stoi w sprzeczności z polityką Ubisoftu dotyczącą zabezpieczania swoich gier.

No cóż, nikt nigdy nie powie, że piractwo jest w porządku, ale okazuje się, że w sytuacji podbramkowej nie stroni się od rozwiązań, które z legalnością nie mają wiele wspólnego. Ciekawią nas również dalsze losy pracownika odpowiedzialnego za wrzucenie zmodyfikowanego pliku – wykazał się on chyba zbyt wielkim sprytem jak na swoją pracę. Podejrzewamy również, że Ubisoft nie był pierwszy w zastosowaniu takiego „hacka”, a z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie był ostatni – pamiętacie pewnie przypadek steamowej wersji Max Payne’a?