Kiedy studio CD Projekt Red rozpoczęło prace nad Wiedźminem siedemnaście lat temu, pierwszym celem zespołu było stworzenie specjalnego dokumentu projektowego, który zawierałby wszystkie niezbędne informacje na temat planowanej gry. Take opracowanie rzeczywiście powstało, a na jego 117 stronach deweloperzy drobiazgowo opisali wszystkie niuanse związane z fabułą i mechaniką rozgrywki swojego debiutanckiego dzieła. Z racji tego, że jakiś czas temu weszliśmy w posiadanie wspomnianego dokumentu, możemy Wam zaprezentować przeróżne założenia deweloperów, które nie zostały zrealizowane w znanym Wam doskonale produkcie. Jedna z takich ciekawostek dotyczy głównego bohatera zmagań, bo już zapewne wiecie, na początku wcale nie był nim Geralt z Rivii.
NOWY WIEDŹMIN
W 2002 roku autorzy mieli dość jasno sprecyzowaną wizję dotyczącą tego, kim w Wiedźminie mieliśmy sterować. Był to anonimowy chłopiec lub dziewczynka, którzy dopiero stawali przed najważniejszą z prób, czyli Próbą Traw. Gracze mieli mieć dużą swobodę w personalizacji postaci, więc decydowaliby oni o wyborze imienia bohatera, jego płci, koloru skóry i włosów, kształcie i wyglądzie oczu (zwykłe, skośne, przekrwione, duże lub wąskie), a także fryzury. Na ekranie kreacji postaci istniała także opcja farbowania górnej i dolnej części ubrania oraz wyboru wiedźmińskiego medalionu. Autorzy chcieli przygotować pięć różnych wariantów naszyjnika, choć zawsze przedstawiałby on głowę wilka.
Po ustaleniu tych zmiennych, dziecko przechodziłoby przez Próbę Traw, która decydowałaby o tym, jak zmienił się wygląd wiedźmina lub wiedźminki. Oddajemy głos deweloperom (pisownia oryginalna – przyp. red.):
„Do każdej z cech takich jak włosy, kolor skóry, typ oczu itd. komputer sprawdza, czy nastąpiła mutacja. Istnieje 50 % szans, że wystąpią zmiany. Jeśli mutacja się objawia, na ekranie pojawia się nazwa cechy, która zmutowała, a obok tabelka z różnymi typami zmian. Do każdej z cech wyglądu bohatera wybieramy dowolnie jedną z nich”.
Po tym procesie następowałoby przypisanie punktów do konkretnych cech (siła, żywotność, zwinność, wytrzymałość), biegłości (broń jednoręczna, broń dwuręczna, broń strzelecka) i odporności (ogień, trucizna, paraliż i kwas). Na starcie otrzymywalibyśmy też znak Aard i jeden z ciosów specjalnych: pchnięcie w odkryte, oburęczność, młyniec, zwód do pchnięcia, cięcie Longinusa, strzał w odkryte lub podwójny strzał. To wszystko.

KORIN I MIKKA
Jeśli gracz nie chciałby przechodzić przez cały proces kreowania bohatera, czekały na niego dwie gotowe postaci – wiedźmin Korin oraz wiedźminka Mikka. Każdy z bohaterów dysponowałby innymi statystykami i umiejętnościami specjalnymi, dlatego – przynajmniej w teorii – rozgrywka nimi miała wyglądać zupełnie inaczej. Warto zaznaczyć, że autorzy pokusili się o dwa gotowe życiorysy zabójców potworów, które poznawalibyśmy przed rozpoczęciem zmagań. Prezentujemy je w całości:
Nazywam się Korin. Korin z… Nie. Tylko Korin. Nie pamiętam rodziców, ani miejsca, w którym przyszedłem na świat. Myślisz, że to straszne? Wcale nie. Moim domem było Kaer Morhen – wiedźmińskie siedliszcze. Tam uczyniono ze mnie wiedźmina. To było długie i bolesne, wolałbym o tym nie mówić. Nauczyłem się wiele i wyruszyłem w świat, aby zabijać potwory… Tak, jestem mutantem i odmieńcem. Jestem zawodowym zabójcą potworów. Rzucają we mnie kamieniami, czasami szczują psami. Ale kiedy w pobliżu wioski pojawi się strzyga, wampir, albo kikimora, chłopki biegną do mnie, tak szybko, że o mało nie pogubią łapci. Nie jestem pasowanym rycerzem. Nigdy nie dostąpiłem tej godności, a co do urodzenia, to lepiej nie wspominać o towarzyszących mu okolicznościach. Ale wierzę, że jestem potrzebny i pożyteczny. Póki co ktoś musi bronić ludzi, elfów i krasnoludów przed potworami. Więc wykonuje moją pracę tak jak umiem najlepiej i nie przejmuję się złorzeczeniami.
Jestem wiedźminką. Kiedyś było nas więcej, ale fanatycy, którzy prześladowali wiedźminów posłali wiedźminki na stos jako zbrodnicze mutantki. Często podjeżdżam pod opłotki wsi lub zatrzymuję przed palisadami grodów i szukam wiadomości „Wiedźmin potrzebny pilnie”. Mieszkańcy zwykle myślą, że gdy wzywają wiedźmina, przyjedzie białowłosy wojownik z dziwnymi oczyma, więc dziwią się gdy widzą młodą dziewczynę z mieczem na plecach. Ale przestają się śmiać, gdy zaczynam mój taniec z ostrzem i gdy z potwora lecą strzępy. A muszę ci powiedzieć, że jestem w tym naprawdę dobra. Kiedyś, kilku facetów chciało mi zrobić krzywdę. Nieważne co zamierzali i co im się wydawało. Ważniejsze, że dzisiaj ich kości obgryzają wilki i ghule. Dlatego uważaj, gdzie pchasz swoje brudne łapy. W życiu trzymam się zasad. Oczywiście nie ma żadnego kodeksu wiedźminów. Nigdy nie istniał. Sama ułożyłam swój. Ale cóż – ludzie szanują takich, którzy mają jakieś zasady i kierują się nimi.
Na koniec warto dodać, że gra pozwalałaby przez pewien czas pograć Geraltem. Scenariusz napisany przez Jacka Komudę zakładał, że główny bohater zostanie przez Rience’a zamieniony w nefrytową figurkę w finale drugiego aktu, dlatego w rozdziale trzecim to Riv podjąłby działania mające uratować kolegę po fachu. Geralt wykorzystałby do tego Triss Merigold, ale wpierw musiałby uwolnić czarodziejkę z rąk Zakonu Płonącej Róży, który w Novigradzie rozpętał polowanie na czarownice. Brzmi znajomo? Powinno. Ten sam pomysł studio CD Projekt Red wykorzystało podczas prac nad scenariuszem Wiedźmina 3.