Przykład Phoenix Point pokazał, ile Epic Games płaci za przejście do jego sklepu

Julian Gollop to w branży gier komputerowych żywa legenda, choć głównie dla starszego pokolenia graczy. 54-letni Brytyjczyk jest jednym z założycieli studia Mythos Games, które swego czasu specjalizowało się w produkcji rozmaitych strategii turowych. To właśnie on, wspólnie ze swoim bratem Nickiem, wymyślił i zrealizował w 1988 roku grę Laser Squad, a kilka lat później ukończył prace nad fenomenalnym UFO: Enemy Unknown (w Stanach Zjednoczonych znanym pod tytułem X-COM: UFO Defense). Po wielu chudszych latach Gollop powrócił do tematu, w którym niegdyś czuł się najlepiej. Jego Phoenix Point już niedługo zadebiutuje na rynku, a z racji tego, że gra jest duchowym spadkobiercą legendarnego UFO, produkt wzbudza ogromne emocje wśród fanów gatunku. Niestety, od wczoraj również te negatywne.

Firma Snapshot Games, której Gollop jest szefem (Mythos Games zakończyło działalność w 2001 roku), ogłosiła, że jej debiutanckie dzieło przez najbliższy rok będzie tytułem ekskluzywnym dla sklepu Epic Games Store, a to oznacza, że deweloperzy poszli identyczną drogą, co całkiem niedawno wydawca gry Metro Exodus. Phoenix Point to produkcja znacznie mniejszego kalibru niż wspomniany shooter, jednak podjęta decyzja również nie spotkała się ze zrozumieniem pecetowej braci. Prawdę mówiąc, nieoczekiwany ruch ze strony producenta ma szansę wywołać jeszcze większą gównoburzę w sieci niż trzecie Metro, a to dlatego, że Gollop pieniądze na swoją strategię zebrał w ramach crowdfundingowej zbiórki.

Ujmując rzecz w najprostszy możliwy sposób, Phoenix Point nigdy nie miałoby szans powstać bez wsparcia finansowego fanów, a tymże fanom deweloperzy na starcie akcji obiecali, że pełna wersja gry będzie dostępna zarówno w sklepie GOG, jak i na Steamie. Dziś wiadomo, że ludzie, którzy wpłacili swoje pieniądze, kluczy do dwóch wymienionych wyżej usług nie otrzymają przez rok od premiery strategii, czyli co najmniej do września 2020 roku. Zamiast tego firma Snapshot Games zapewni im dostęp do gry na platformie Epic Games Store. Inna opcja nie jest brana pod uwagę, bo twórcy Fortnite’a zabezpieczyli sobie czasową wyłączność na pełne dwanaście miesięcy.

Wczorajsza informacja wywołała ożywioną reakcję społeczności i jak nietrudno się domyślić, większość komentarzy była negatywna. Fani mają żal do deweloperów i poniekąd trudno im się dziwić, wszak nie zmienia się reguł w trakcie gry. Ostudzeniu emocji z pewnością nie pomaga postawa autorów, którzy weszli pod skrzydła firmy Epic Games z własnej inicjatywy. W zorganizowanej naprędce wczoraj sesji AMA na Reddicie Julian Gollop wprost oznajmił, że to nie właściciele platformy złożyli mu ofertę – było dokładnie odwrotnie. Dla patronów takie wyzwanie okazało się dodatkowym policzkiem, bo bez ich dobrowolnych wpłat produkt już dawno umarłby śmiercią naturalną i nie byłoby czego pokazywać potencjalnym partnerom. Twórcy rzekomo zdawali sobie sprawę, że ich ruch nie spotka się z ciepłym przyjęciem i długo zastanawiali się czy go w ogóle wykonać. Dodali, że decyzja nie została podjęta w ciągu jednej nocy.

Firma Epic Games od początku zapewnia, że wydanie gry w jej sklepie jest korzystniejsze dla deweloperów, bo otrzymają oni więcej pieniędzy z każdej sprzedanej kopii. Steam pobiera 30% od wszystkich transakcji, a jeśli produkt napędzany jest silnikiem Unreal Engine, to dodatkowe 5% musi jeszcze wylądować w kieszeni twórców Fortnite’a. Epic zadowala się mniejszym kawałkiem tortu. Żąda jedynie 12% od transakcji i obiecuje, że gry działające na ich silniku będą wyłączone z konieczności uiszczania opłaty za jego użytkowanie.

Najciekawsza kwestia w całej sprawie dotyczy pieniędzy, bo po raz pierwszy ktoś otwarcie powiedział, jak bardzo decyzja o czasowej ekskluzywności w Epic Games Store jest dla deweloperów opłacalna. Menedżer ds. społeczności firmy Snapshot Games, który ukrywa się pod pseudonimem UnstableVoltage, oznajmił wczoraj, że nawet jeśli wszyscy patroni bez wyjątku wycofają się teraz z wcześniej dokonanych wpłat (twórcy zapewniają, że każdy kto chce otrzymać pieniądze z powrotem, może się o nie ubiegać), to i tak deweloperzy nic na tym nie stracą.

Phoenix Point

Deklaracja jest dość zaskakująca, jeśli przyjrzymy się sumie, jaką wpłacili fani. W sierpniu 2018 roku twórcy Phoenix Point pochwalili się, że uzbierali dotąd 2 154 262 dolarów amerykańskich, choć w kampanii crowdfundingowej prosili „tylko” o 500 tysięcy. Mało tego, deweloperzy wciąż sprzedają dostęp do gry za pośrednictwem oficjalnej strony – najtańszy pakiet kosztuje 40$ (ok. 150 złotych). Nie wiemy dokładnie jak wpływy od fanów prezentują się obecnie, ale możemy bezpiecznie założyć, że jest to około 2,5 mln dolarów. Skoro studio Snapshot odważnie deklaruje, że nie straszne są mu żadne zwroty, to przyjmujemy za pewnik, że taką kasę na stole musiała położyć też firma Epic Games.

Deweloperzy nie chcieli nadmiernie wgłębiać się w szczegóły zawartej umowy, więc tylko z grubsza wytłumaczyli, co znajduje się w podpisanych papierach. Twórcy Fortnite’a nie przekazują ustalonej kwoty autorom gry w gotówce, ale dają gwarancję, że sprzedadzą tyle kopii produktu, by taka sama sumka trafiła do zespołu. Dodatkowa – bardzo atrakcyjna deklaracja – jest taka, że jeśli gra będzie sprzedawać się słabo, to różnicę Epic pokryje z własnej kieszeni. Dla firmy Snapshot Games jest to więc układ idealny, zakładając oczywiście, że druga strona dotrzyma swojej części umowy. Pamiętajmy, że większość prac nad tytułem jest już wykonana za pieniądze fanów, Phoenix Point zadebiutuje we wrześniu, a jeśli coś pójdzie nie tak, deweloperzy będą kryci, mając zapewnione fundusze na kolejny projekt.

Na koniec warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Jeśli czasowa ekskluzywność na tak niszowy w gruncie rzeczy tytuł, jak Phoenix Point, jest dla firmy Epic Games warta co najmniej 2 miliony dolarów, to pomyślcie, o jakiej kwocie mogli oni rozmawiać z wydawcą gry Metro Exodus? Teraz nie ma już wątpliwości, że w walce ze Steamem, właściciele nowej platformy kompletnie nie liczą się z kosztami. Pytanie brzmi, jak długo mają zamiar w tym wyścigu zbrojeń uczestniczyć.